Jeżeli szukacie inspiracji albo chcecie nacieszyć oko, koniecznie musicie tam zajrzeć. Większość zna ten blog i jego twórczynię. Dla mnie to skarbnica pomysłów. Właśnie u Beatki zobaczyłam lale z runa. Na początku przyjęłam je raczej z zaciekawieniem. To nie była miłość od pierwszego wejrzenia. Dopiero na wystawie prac Beatki zobaczyłam i zakochałam się. Mój problem polega na tym, ze nie mam wiedzy na temat tworzenia tych lal. Internet nie rozpieszcza, a wszelkie próby pytań do dziewczyn tworzących te lale, zostały bez odpowiedzi. Tym goręcej dziękuję Beatce i Misiowej za wskazówki. Nie wykorzystywałam ich wiedzy, bo wiem, że każdy strzeże swój warsztat, ruszyłam tylko głową i pracowałam, pracowałam, pracowałam, aż po dwóch tygodniach powstał mój kompletny Antek. Wiele tu pytań, niejasności, ale spróbuję je pokonać. Przyznam, że to praca niesamowita, żmudna, długa, ale niesamowicie twórcza. Dwa tygodnie ciężkiej pracy. Uff.
Oto Antek:Sweterek i czapka zrobione na drutach, buty uszyte ręcznie, spodnie i koszulka przerobione i dostosowane do wielkości Antka.
Antek stoi samodzielnie a nawet zmienia położenia nóg, ponieważ zrobiłam wewnątrz konstrukcję z drutu. Cała twarz jest rzeźbiona w runie, nogi i ręce też, częściowo korpus, dlatego tak długo to trwało. Cudna, cudna zabawa. 64 centymetry radości.