niedziela, 27 września 2020

Dzisiaj trochę ponarzekam

 bo i pogoda ku temu sprzyja i tak w ogóle . Kocham wszelkie zmiany, naprawdę kocham, kiedy je sobie sama zaplanuję. Jednak gdy  ktoś lub coś robi to za mnie, a ja się przeciwko temu buntuję, to już jest gorzej. Tak pięknie miałam wszystko w moim komputerze poukładane, otwierałam i widziałam wszystko: lista czytelnicza, statystyki, posty. Teraz wszystkiego szukam i jak sobie nie wyklikam to nic nie wiem.  Nawet kilka razy zabierałam się do pisania posta i zaraz mi się odechciewało. Dzisiaj się przemogłam i skoro świt piszę.  U mnie sezon dyniowy, w rozmaitych kolorach. Na początek szare.



Miłej i ciepłej niedzieli Wam życzę.

piątek, 11 września 2020

O śpioszkach

 rzecz będzie. I tak jak u mnie często bywa, będzie też hurtowo. Uszyłam, ubrałam i temat na razie się wyczerpał. No może jeszcze jeden będzie, bo kapcie uszyte i pewnie nie dadzą mi spokoju. Oto moje szyjątka






Miłego weekendu życzę!

poniedziałek, 7 września 2020

Dla odmiany

maleńkie zmiany z myślą o mojej pracowni. Na początek dwa krzesła, które leżakowały na strychu. Kiedyś dawno, dawno temu, dostałam w prezencie od Jenouvelle cudowny kawałek dekatyzowanego lnu. Przeleżał kilka lat, bo nie bardzo wiedziałam, w jaki sposób go wykorzystać i w końcu się doczekał. Napisy nie mogły być centralnie, bo zostałoby sporo bocznych kawałków i wystarczyłoby na jedno krzesło. A tym sposobem mam dwa i jeszcze jeden stołeczek.
Stoją tak w nieładzie w trakcie remontu, stąd wokół  bałagan.
A to wersja pierwotna


Od Renatki dostałam dwie szafki na drobiazgi. Pomalowałam je i ozdobiłam transferem.


I kilka bobinek na koronki.

Miłego tygodnia!

czwartek, 3 września 2020

I się doczekał

Być może skrzacik zdenerwuje niektórych, bo nikt jeszcze o zimie nie myśli, ale powstał spontanicznie, zupełnie przypadkowo. Wersja pierwsza zakładała aniołka śpioszka, ale nijak pięknego aniołka nie przypominał, więc nastąpiła zmiana planów i mamy skrzacika. Butów nie ma, bo skoro tyle się namęczyłam nad stópkami, to co je będę zakrywać. No i taki zimowy już u mnie zagościł.

Naprawdę nie wiem, co to żelazko tam robi.
Tu zapadła decyzja o zmianach, taki aniołek tylko by straszył.

I najważniejsze zostawiłam na koniec. W sobotę udało nam się odwiedzić Renatkę i jej rodzinę. Spotkanie było cudowne, a czasu jak zwykle za mało, żeby nagadać się na zapas. Kto zna Renię, ten wie, że Tam jest prawdziwie, szczerze i po prostu chce się tam być. 
Kochani, dziękujemy za królewską gościnę, za możliwość przebywania w fajnym domu, z fajnymi ludźmi, Brunem i Colą. Dziękujemy za prezenty i dobrą energię. Od wczoraj cieszymy się, że Cola się odnalazła. Buziaki dla mamy Dorotki. A jeden prezencik muszę pokazać. To malutka maszyna - pozytywka do mojej pracowni.
Latarenka też od Reni