wtorek, 27 października 2015

Wiosenne kwiaty w jesiennej otulinie

    Piękna jest  jesień w tym roku. Oby jak najdłużej. Ostatnio robiłam tulipany dla Promyka, zostały dwie sztuki, dorobiłam resztę i postanowiłam je wpleść w ciepłe kolory jesieni. Miodowe tło, rameczki - dąb rustykalny i są. Ale są radosne!
Ostatnio u Jagi był Mikołaj. Tak, tak, Święty i przyniósł jej prezenty - białe dyńki. Poprosiłam, żeby i do mnie Go przysłała, no i zobaczcie. 
Iwonko, dziękuję.

niedziela, 25 października 2015

Mam nadzieję, ze będzie mi wybaczone

bo znowu będę się chwalić i puszyć. Wyjścia nie mam, bo znowu ogrom radości na mnie spadł. Najpierw za sprawą Ulencji i Anielskiej szpulki. Kochane dziewczyny zrobiły mi taką niespodziankę, że jak otworzyłam paczuszkę, to długo nie mogłam ze stołka wstać. Wiedziałam ,że Uleńka zrobi mi świecznik, bo sama ją o to poprosiłam. Dostałam trzy, do tego piękny wieszaczek i magnesik, a Szpuleczka dorzuciła - o rany!!! - stos magnesików. Ja wiem, że zbierała je długo dla mnie, bo miałyśmy się wszystkie spotkać na Mazurach, ale życie pisze inne scenariusze, więc nie tym razem. Dziękuję Wam bardzo, bardzo!
Jakby tego było mało od Małgosi, po raz drugi, dostałam przepiękny len, ręcznie tkany, niesamowicie ciekawy w swojej strukturze. Prawdziwy skarb. Jestem naprawdę szczęściarą.
   Poza tym całkiem niespodziewanie dostałam maila z prośbą o adres od Gosi z Mamelkowa. Chwilę potem telefon  z przeprosinami, że adres był po to, aby przesłać mi magnesik z urlopu, ale się zagubił. Gosiu, nic to magnesik , ta rozmowa była tak cudna, że buzia uśmiechała się do końca dnia. Dzięki kochana za dawkę tak pięknej energii.
U mnie bardzo pracowicie. Wszystko pokażę z biegiem czasu, a teraz lniane obręcze na serwetki dla szwagierki i pyszny chlebuś na zakwasie, a właściwie jego końcówka.
 Miłego dnia!

środa, 21 października 2015

Róże dla Hani

    Już je znacie, ale za każdym razem staram się dorzucić coś nowego. Bardzo podobają mi się do róż te podłużne ramki, Obrazek wczoraj wieczorem skończony, dzisiaj u adresata. Zdjęcia siłą rzeczy różne, bo co tu marudzić jak wieczór i ciemno. Tylko te dwa nadają się do pokazania.
    Pięć lat temu przywiozłam z Prowansji malutkie papryczki, kupione na bazarku. Co roku wysiewam nasionka z myślą, że przeterminowane, a tu masz, zawsze pięknie owocują i znajdą się w oliwie.
    W moim domu jest dużo Waszych śladów. Ostatnio oprawiłam przepiękny haft od Renki, który wisi w garderobie i moje ukochane oliwki od Blue - Ani. Obydwie dziewczyny gorąco pozdrawiam.
A to już codzienność....



niedziela, 18 października 2015

I papużki na coś się zdały

    Jakiś czas temu pojechaliśmy z mężem do hurtowni po pokarm dla papug. Wszystkie ziarenka znajdowały się w pojemnikach przypominających beczułki. Już oczami wyobraźni widziałam w nich moje szpargały. Niestety, nie dla psa kiełbasa. Pojechaliśmy drugi raz i pan już nie robił problemu i z moją zdobyczą wróciłam do domu. Wcześniej był to kosz na śmieci w letniej pracowni, teraz wrócił do domu. Dostosowałam go do mojego pokoju i jutro wełenki, nici i różne inne,  znajdą tam swoje miejsce.
Gałkę umocowałam już wcześniej.
Pojemnik jest duży. Dla porównania litrowa puszka lakieru.
Przedtem była pokryta jakąś okleiną.
Przerobiłam puszkę na bardziej osobistą. Na razie wkładu brak.
Od Joasi dostałam cudną grafikę i już stoi na stoliczku. Chyba zrobię takie moim dzieciom, żeby wiedziały czego spodziewać się po mamusi.
A to wszystkie ostatnie.

sobota, 17 października 2015

Od czego by tu zacząć

    Zaczynam narzekać na brak czasu. Jakoś do tej pory wszystko ogarniałam, teraz nijak nie mogę nadążyć. Zacznę od blaszek. Właścicielka od razu pozna swój nowy zwierzyniec.  Te właśnie kózki trafiły do nowego domu i cudownych właścicieli, ze środowiska, o którym chciałyby jak najszybciej zapomnieć. Wychudzone, wystraszone, z dystansem podchodzące do ludzi, teraz już mają swój nowy dom i to jaki!!! Poznajcie mieszkańców Domu Mokoszy. Tam właśnie zawiśnie nowa blaszka - mam taką nadzieję.
    Kilka dni Temu była u mnie Beatka -  Ataboh. Umówiłyśmy się na solidnie przepracowany czas, ale kiedy Beatka wyjechała, ja nie mogłam słowa wydusić. Czyżbym tyle gadała? Ale to nic, zrobiłyśmy wielkie pudło na pamiątki po moim teściu - jeszcze naniosę poprawki i pokażę, klosz z siatki hodowlanej i  dorobiłam przegródki do szuflady.
Od Beatki dostałam cudne magnesiki i na własne oczy mogłam zobaczyć główkę jej lalki. Do dziś nie mogę wyjść z wrażenia
    Według przepisu MArty zrobiłam tabletki na kaszel i gardełko, ale musiałam wykonać dwa podejścia. Otóż mój miód, który sobie stał już ze dwa miesiące, nie stężał nic a nic. I zamiast pomyśleć, że skoro nie stężał w słoiku, to i tabletki też nie stężeją. Zmądrzałam jak pięknie uformowane, po paru godzinach spłaszczyły się na papierze. Wzięłam drugi miód, który już już stanowił bryłę, wykonałam według przepisu i są cudne, smakowite domowe tabletki. Ostrzegam, że trzeba się nastać mieszając.
    
Od Ewinki - Nowa dostałam przepiękny prezent w postaci ogromnej ilości serwetek. Ale to była radość! Niektóre miały prawie 30 lat! Tu wszystkie na sznureczku. Jeszcze kiedyś je pokażę.

I na koniec moje ostatnie blaszki. Właściwie blachy, bo duże.
Ta do Beatki łazienki.
Miłego weekendu!

poniedziałek, 12 października 2015

Fartuch dla pszczelarza i nie tylko

    Kiedyś robiłam pszczółkowe gadżety do Piecuchowa i trochę mi ich zostało, bo nie skończyłam na czas, a ponieważ Basi brat jest pszczelarzem, dorobiłam trochę rzeczy i niedługo polecą do Słupska. Dzisiaj fartuch z transferem, oczywiście tematycznym i nie ma tu nic niezwykłego, ale ten prawdziwy len jest tą wisienką na torcie. Miałam go tyle, że ledwo, ledwo starczyło na zawiązanie. Ale udało się i jest.
 Do tego pszczeli woreczek na drobiazgi.
Do tego komplet kapturków na słoiki
i blaszane zawieszki
A dla Basi? To tajemnica.


sobota, 10 października 2015

Zupełnie z innej beczki

Ranek zaczęłam bardzo nostalgicznie. Za oknem pięknie świeciło słoneczko, więc jeszcze przed śniadankiem usiadłam przy komputerze, aby zobaczyć co też nowego u dziewczyn. Bożenki jeszcze nie było, więc już wiedziałam, że muszę wpaść do Zosieńki, bo któż jak nie ona, potrafi na mnie tak wpłynąć i zadziałać swoim pisaniem? Jeżeli kochacie piękny tekst, piękne, pozytywne myślenie, piękną energię, piękne poczucie humoru i dystans do samej siebie, to musicie tam zajrzeć. Zosi bloga czytam zawsze z ogromnym  szacunkiem dla piszącego, bo ten szacunek do mnie czuję w każdym słowie. Kiedy Zosia zniknęła na dłuższy czas, coś się we mnie zbuntowało. Pomyślałam sobie, że tak się nie robi, tak nie wolno, przecież te poranki nie będą już takie same. I chyba posłuchała. Wróciła i jest, i gorąco namawiam, żeby Zosię poznać. Ja ją uwielbiam.
A  u mnie blaszki, blaszki, blaszki, ale wstążeczki też na warsztacie.
To numerki dla koleżanki i jej hotelowych gości. Dodam, ze to kocia rodzina.

 Miłego weekendu!