sobota, 29 września 2012

Wstążeczkowo jak zwykle

    Skoro róże dotarły już do Julki do Danii, to mogę je pokazać. Bardzo mi zależało, aby były ładne i żeby Julci się podobały, i taką mam też  nadzieję. Poza tym wyjazd na urodzinki do wnuka, grabienie liści i układanie drewna. Super dzień, bo słoneczko prawie letnie. Na pisanie, niestety, brak sił.



  

    Lawenda powendrowała do łazienki.


piątek, 28 września 2012

Moja prywatna jesień.

    Tyle razy już pisałam, że to nie jest moja ulubiona pora roku, ale czasami, gdy tak mocniej zaświeci słoneczko, nawet mnie ruszy. Dziś króciutko, bo obiecane upominki czas zacząć, a czasu niewiele.
                                                          
                                                                       Jesień w moim ogrodzie.








    I kolejna odsłona z moim psem w roli głównej pod tytułem :"A niech mi kto zabierze!"





wtorek, 25 września 2012

Żeby nie było

już żadnych wątpliwości czy to wrzos, czy lawenda, zerwałam kwiatek lawendy, położyłam przed nosem i dziergałam. Coś mnie naszło z fioletem, więc musiałam tę fioletową energię z siebie wyrzucić. Różyczki do Julki już zapakowane, to i temat się zmienił, co nie znaczy, że za chwilę nie wróci, bowiem od jutra zaczynam spotkania z moimi paniami na hafciku. Ponadto dużo zapraw, ale i z tym już koniec. No to teraz laba.





niedziela, 23 września 2012

Wszystko przez Julkę

    To Julka, córka Olki z bloga Hand made by Alex (a prywatnie to już dobre moje znajome) sprawiła, że miałam iście różany tydzień. Obrazek dla niej  gotowy, ale oczywiście pokazać go nie mogę, bo co to za niespodzianka. Julka zażyczyła sobie różyczki w kolorze brudny róż. Ja chciałabym, aby wszystkie kolory wstążek miały z przodu napis "brudny", ale niestety takich nie ma. Nakupiłam różnych, jasnych, najjaśniejszych, aby praca była delikatna, a róż nie bił po oczach. Skończyłam, kilkanaście razy popatrzyłam krytycznym wzrokiem i zadowolona przystąpiłam do prac wykończeniowych. Wieczorem siadam przed komputerem, zaglądam na allegro, a tam "brudny róż". Przez tyle lat mojego dziergania nie spotkałam się z tym kolorem, a dzięki Julce jestem znowu nieco mądrzejsza. Trudno, może następne róże będą brudniejsze i na pewno Juleńko, zrobię je dla Ciebie. A przy okazji wracaj szybciutko do zdrowia.




    Jak się rzekło A, trzeba i B. No to różyczki we fiolecie do łazienki, bo tak sobie wymyśliłam. Łazienka duża, miejsca dosyć, fiolet wskazany, no to może nie będzie aż tak bardzo dziwny pomysł. Przy okazji biegania z obrazem pod pachą i szukania odpowiedniego miejsca i światła znalazłam rewelacyjny stojak do zdjęć, czyli stary kołowrotek, który idealnie do tego celu się nadaje.
    Zrobiliśmy też pierwsze porządki na tarasie. Część rzeczy już pochowana, aby przez zimę się nie zniszczyła. Do łazienki wprowadziła się stara tarka, własność mojej córki, ale przez mój ogromny sentyment została u mnie. Jest jeszcze stary dzban, czy też konewka, który mam przemalować na biało i udekorować transferem (bo to też własność dzieci), ale jest tak piękny, że postanowiłam nie profanować go farbą, tylko okazać mu mój sentyment i myślę, że zostanie u mnie. Co ty na to, córcia?

poniedziałek, 17 września 2012

Ziółka

    Już wysuszone, zapakowane w pojemniczki. Ogromnie mi żal, że kupiłam tylko trzy, bo właśnie wtedy wysuszone były pierwsze zioła. Potem doszły następne, ale pojemników już nie było. Jestem zła, bo wyjątkowo przydatne gabarytowo i kształtem. Jak się nie myśli, to się tak ma. Napisy zrobiłam na wszystkie już zioła, ale poczekają na swoje pojemniki, aż coś dostanę.






sobota, 15 września 2012

Drobiazgi do kuchni.

    Jak zwykle nie ma czasu na pisanie. Rano dokończyłam stojaczek na filiżanki - drugi już, oczywiście z motywem prowansalskim. Muszę powiedzieć, że bardzo przydaje się w kuchni, bo mam w zasięgu ręki filiżanki, które używam. Ponadto wieszaczek i po raz pierwszy połączyłam decu z transferem. Dostałam od Alex delikatną orchideę i bardzo mi się w tym połączeniu podoba. Mały pojemniczek jest na łyżkę psa, żeby nie pakować jej razem z innymi. To tyle.




    Dzisiaj obchodzimy rocznicę naszego ślubu, w związku z czym wybraliśmy sobie szalenie oryginalne prezenty, mąż "ekskluzywne " gumofilce, ja - doniczki z papryczkami. Sama poezja.

    W świetnym nastroju żegnam Was i życzę udanego weekendu.

piątek, 14 września 2012

A to się nazywa mieć szczęście

    Bo po pierwsze, przyjechała do mnie Beatka z Artystycznego Bohaczykowa na pogaduchy. Po drugie, dostałam prezent, przy którym zaniemówiłam.
    Popatrzcie.



    Beatka wie, czym mnie obezwładnić. Technika zupełnie mi obca, wykonanie tak misterne, że chociaż minęło kilka godzin, ja chodzę i podziwiam. Jak można takie cudo zrobić?! Ile czasu trzeba poświęcić na taką pracę?!  Wieczorem mam w planie zapalić w lampionie świeczkę, bo mam gwarancję, że nic się nie stanie. Oj, byłoby mi szalenie żal, gdyby coś mu się stało. Dzięki, kochana. Spotkanie z Tobą to wielka przyjemność.
    Czasu dziś mało, bo sterta prasowania czeka, a mnie się wcale nie pali.

środa, 12 września 2012

Zimowe podusie

    Bardzo lubię swoje transferowe poduszki, szczególnie te na postarzanym płótnie. Pięknie wtapiają się w klimat naszego wypoczynkowego miejsca, jednak każdy kto przysiada na kanapie, łącznie z nami, korzysta intensywnie z ich miękkości. Wyglądają po krótkim czasie tragicznie, wymemłane, na pewno nie są ozdobą. Długo myślałam i zrobiłam, mam nadzieję, poduszki długoterminowe. Jedna z oliwkowej wełny, druga - beżowej. Dzisiaj ta pierwsza, na drugą nie starczyło sił, chociaż środek z wełny już zrobiony.
     Spróbowałam też lampionik z siatki hodowlanej. Tak jak instrukcja łatwa, wykonanie piekielnie trudne. Masa błędów, ale nie poddam się i następnym razem będzie lepszy.


poniedziałek, 10 września 2012

Dziękuję, Oleńko

a i Julci też dziękuję. Jestem jeszcze w niemym szoku, bo parę chwil temu otrzymałam przesyłkę z Danii od Alex z bloga HAND MADE BY ALEX. Jakis czas temu Olka wygrała u mnie candy i do wygranej dołożyłam parę drobiazgów. Olka w zamian poprosiła, abym sobie coś wybrała, a ona mi to wykona. Ponieważ jestem szydełkowa beznadzieja, wybrałam sobie serwetę z kłosami. Olka jest mi bardzo bliska, bo znamy się od początku istnienia mojego bloga, poza tym szalenie imponuje mi swoją pracowitością i mam wrażenie, że jej motto, to na pewno "nie ma rzeczy trudnych, są rzeczy do zrobienia" i już. Czytam zawsze jej bloga, bo mnie dojrzałej już kobiecie, daje siłę i wiarę w młodych, wiedzących czego chcą ludzi.
    Jestem Ci bardzo, bardzo wdzięczna za te cudowne prezenty, będą na pewno wszystkie wykorzystane. Jabłuszko od Julci stoi obok prezentu od Janeczki i niech będzie moim talizmanem.
    A teraz zapraszam do obejrzenia wszystkich cudowności.








    Poprosiłam przy okazji Oleńkę o magnesik na lodówkę z Danii, bo choć moja kolekcja jest już dość bogata, stamtąd jeszcze nie udało mi się zdobyć. Oto on. A przy okazji moja kolekcja, tworzona przez nas i  moich bliskich dla wnuka Antosia.



    Piękne serwetki  wykorzystam do decu.


    Dla broszki szukam miejsca i na pewno znajdę.


    I cudne dwa komplety serwetek do kawy. W życiu takich nie miałam i tym bardziej się cieszę.



    Mam  nadzieję, że wkrótce uda mi się odwdzięczyć i podziękować za tak wspaniałą niespodziankę.