niedziela, 29 czerwca 2014

Kotki, pieski

czyli z miłości do zwierząt. I można by rzec, że praca była miła i przyjemna skoro tak piękny temat, ale nic z tego. Wszystko pod górę. Kotek miał być z filcu, taki stabilny i kolorek był fajny, ale ogonek trochę chudy i kłopoty z przewróceniem na drugą stronę pojawiły się na samym początku. Trzeba coś wymyślić, bo dwa uszkodzenia bardzo widoczne. Piesek mały i też poprzewracać na prawą stronę to nie lada wyzwanie. Duży natomiast jakoś nie za bardzo podobny był do kota, ale jak już go przyodziałam to wyszła panienka jak się patrzy. Trochę ma z myszki i następną trzeba bardziej upodobnić do kotka.
Oto cała rodzinka.






środa, 25 czerwca 2014

Lale

    Wiele razy pisałam już o powstawaniu moich lal, o tym, że ciągle ekscytuję się jak małe dziecko, kiedy sterta szmatek zaczyna nabierać kształtów. Potem, jak sama zachwycam się tym, że ubrana coraz bardziej upodabnia się do lalki i na koniec, że ogromnie jestem szczęśliwa, kiedy tak sobie siedzi przede mną mój gotowy produkt. Dobrze, że nie zaczynam z nimi rozmawiać, bo to byłby już koniec świata. Fakt faktem, że cokolwiek powiecie, ja je po prostu uwielbiam.





 Ta lala jest u właścicielki, miała być czerwona i jest.
Tyle przyjemności, a teraz katastrofa, bo część obserwoanych blogów po prostu mi zniknęła. Kilka jest na stronie głównej, pozostałe były na pulpicie nawigacyjnym. Teraz pojawia się tylko jeden, ten ostatni. Nie ma możliwości, żebym wszystkie obejrzała, bo wypiera je za chwilę następny. Nigdy czegoś takiego nie miałam.
Już jest wszystko w porządku. Uff!

poniedziałek, 23 czerwca 2014

Różyczki inaczej

    Na małym owalu. żeby wypróbować jak wygladają i czy warto przeniesć je na większą powierzchnię? Może pokombinować z innymi? Zobaczę. W każdym razie na małym wyglądają tak.




    A na konto Mikołaja wpłynęły ze sprzedaży naszych prackolejne pieniążki, ponad 300 zł, więc to już sporo ponad cztery tysiące.

piątek, 20 czerwca 2014

Leń mnie opuścił

poszedł sobie i mam nadzieję, że na dłużej. Z ogromną radością  zabrałam się za dwie rzeczy: lalkę, którą już dawno miałam zrobić i bukiet, który też już za mną chodził od jakiegoś czasu. Lalkę muszę jeszcze poskładać, obrazek już dzisiaj Wam pokazuję.
    To ramka wymusiła taki, a nie inny bukiet. Jest solidna, taka rustykalna, więc żadnych różyczek tam nie mogłam włożyć. Jakby ktoś pytał jaka bejca, to nie wiem, zastosowałam ze trzy chyba. Płótno cudne, grubo tkane, luźne, więc i z przeciąganiem wstążek nie było problemu. Tło starałam się dopasować do ramy i trochę, przyznam, napracowałam się. Wydziuboliłam wazon, a reszta to miód. Teraz, gdy tak się przyglądam, to widzę, że kłoski trzeba podmalować, ale reszta chyba w porządku. Uwagi zawsze chętnie przyjmuję, krytyczne biorę do serca.







    Miłego weekendu!

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Niemoc

   Ogarnęła mnie twórcza niemoc. Błogie lenistwo, książka i zero robótek. Dzisiaj złapałam obrazek, który  przeleżał cztery tygodnie i dorobiłam maleńkie pączki.


     Pomysłów sporo, ale coś daleko do realizacji. Teraz koniecznie muszę zabrać się za lalkę, bo już tak dawno obiecałam, że wstyd.
    Wokół domu zielono i pięknie. Pogoda sprzyja, więc chętnie przesiadujemy na zewnątrz. W sobotę od znajomych dostałam piękne kwiatki na taras.

    Przy gospodarczym malwy lada moment rozwiną pączki.
    Przy oczku wodnym też zielono.
    Cały dom tonie w zieleni.
     Lawenda jak co roku nie zawodzi i rozrasta się pięknie.
    Ziółka też się rozrastają i powoli je suszę na zimę.
    Plamka  leniwie spędza czas - jak jej pani.
    W takim to nastroju żegnam Was i mam nadzieję, że wkrótce będzie już bardziej twórczo.

środa, 11 czerwca 2014

Żyć się chce!

Wczoraj udało się sprzedać za 150 zł, dzisiaj za 300, a 200 wpłynęło od dobrych ludzi. Każdy pieniążek jest na wagę zdrowia Mikołaja, więc dziękuję z całego serca.Gosiu, Celinko, dziękuję  Wam za pomoc!

niedziela, 8 czerwca 2014

Chciałam od razu

z biegu, ale zmęczenie dało znać o sobie. Poza tym , żeby to wszystko opisać trzeba mieć swieżą głowę i poukładane myśli, czego wczoraj nie można się było po mnie spodziewać.
     Zacznę od czwartku, kiedy na parę godzin przyjechała do mnie Beatka - Ataboh. Siedziałyśmy, przekładałyśmy, wyceniałyśmy. Trudna to praca, bo trzeba było realnie spojrzeć, co uda nam się sprzedać i za ile. 
    Dla nas ta właściwa praca rozpoczęła się w sobotę o godzinie 13-tej. Do festynu miałyśmy dwie godziny. Ja miałam do pomocy męża, Beatka przywiozła wnuczkę Zuzię. Zuźka była cudna, pięknie pomagała, a do tego przywiozła swoje własne, uzbierane po rodzinie pieniążki na Mikołaja. Całe 70 zł. Był piękny sznurkowy konik, więc radość Zuzi była nie do opisania. Mąż został fotografem i załatwiał wszelkie sprawy techniczne.
    A dla mnie skończyła się konspiracja. Gdzieś tam ślizgałam się po blogu, umykałam, no tym razem trzeba się ujawnić, nie ma rady.
     Sam początek wyglądał właśnie tak. Przyjechał Mikołaj z rodzicami i braciszkiem, a ja mogłam mu wręczyć Myszę Szczęścia od Bożenki. Bożenko, sprawiłaś Mikołajowi tym prezentem naprawdę radość. Powiedziałam mu, żeby miał ją zawsze przy sobie, bo ona przynosi szczęście.

    Nasze stoisko w trakcie przygotowywania.

    Pierwsi kupujący.
    Beatka z Zuźką przy montazu biżuterii.




   I Genia, która zorganizowała wystawę haftu, przygotowała warsztaty i w każdej chwili gotowa była do pomocy. To kolejny człowiek o wielkim sercu.
    Nasza pani dyrektor, która pod koniec biegała już na bosaka,  tak bardzo była zmęczona, ale pięknie wszystko ogarnęła.
    I rodzice Mikołaja, którzy bardzo wzruszeni, drżącym głosem Wszystkim pięknie dziękowali.
    A to mój  pokój w trakcie pakowania.

    Dziewczyny, przekazałyśmy Mikołajowi trzy i pół tysiąca złotych za nasze robótki. Ze wszystkich imprez towarzyszących zebrało się około dziesięciu tysięcy. Jesteśmy bardzo szczęśliwe, że taka kwota była naszym udziałem. Wiemy jak sprzedaje się rękodzieło i obawy były duże, jednak do godziny ósmej sprzedawałyśmy nasze prace. Teraz na bieżąco będą sprzedawane kartki w biblotece szkolnej, a pozostałe prace pięknie spakowałyśmy do czterech kartonów i są w szkolnym sejfie. W listopadzie będą potrzebne pieniążki na kolejny turnus rehabilitacyjny i Rada Rodziców zorganizuje dochodową zabawę, więc będą wszystkie prace dalej wykorzystane w tym samym celu.
    Mikołaj jest teraz na właściwej drodze prowadzącej do zdrowia. I chociaż nikt nigdy nie powiedział rodzicom, że będzie dobrze, nadzieja jest ogromna i wiara, że się uda. Cieszę się, że mogłyśmy pomóc i jeden turnus rehabilitacyjny będzie naszym udziałem. Wzruszające jest fantastyczne zaangażowanie wszystkich ludzi, pracujących przy tym przedsięwzięciu, w małej wiosce, z ludźmi o wielkim sercu. A motto tej imprezy, które było też myślą przewodnią przedstawienia przyjaciół Mikołaja, nich będzie i dla nas drogowskazem.
    To była bardzo wzruszająca impreza, która dzięki Wam przyniosła tyle dobrego. Dziękuję z głębi serca w imieniu Mikołaja, jego rodziców i w moim własnym. Dałyście mi ogromny kredyt zaufania. Dziękuję za pomoc Beacie - cudownej dziewczynie z sercem na dłoni, która cały czas powtarzała: Danka, nie martw się, złotówka do złotówki i nazbiera się dużo. Nazbierałyśmy, dałyśmy radę, dzięki Wam.
    Teraz daję sobie dłuższy urlop, chcę odpocząć od internetu, bloga i robótek, aby za jakiś czas wrócić do was. Nie gniewajcie się, że nie będę zaglądać i pisać, ale taki odpoczynek jest mi bardzo potrzebny.