Już wyjechały, ale paskudna grypa została i szybko przeniosła się na dziadka. Dobrze, że babcia silna kobieta, bo biedne byłyby zwierzaki. Maluchy większość czasu przeleżały, babcia wymyślała zajęcia, ile się dało, a i sama szybciutko kończyła lalę, bo jak obiecała, to musiała skończyć. Powstała Zuzia i tym razem nie powiecie, że tylko stare i brzydkie robię. Zdjęć tylko kilka, bo nie było głowy do biegania z aparatem.
Zuzia dostała swoją lalkę, też z runa owczego. Korale dla Zuzi zrobił Staś i ją przyozdobił, no i tak już została.
Włosy z wełny owczej, buzia malowana.
Maluszki zrobiły zbroje rycerskie i przygotowały Galerię rycerską. Niestety, zdjęć nie zrobiłam. Antek wykonał kilka breloków i uszył torbę na zakupy. Dodam, że breloki szył ręcznie.
A tu te sprawne rączki zabrały się za filcowanie, ale to jeszcze nie ten etap. Może w wakacje coś się zrobi. Przepraszam, że nie było odzewu na komentarze pod poprzednim postem, ale dzień był dla mnie za krótki. Teraz łapię oddech i wracam do rzeczywistości, licząc, ze grypa mnie ominie.